***
Na
dzień przed walentynkami w katowickim „Spodku” odbył się koncert Sandry
oraz Thomasa Andersa, na którym miałam okazję być. Muszę przyznać, że czekałam
niecierpliwością i sporą radością. Kiedy byłam trzy lata temu w „Spodku” nie
było zbyt wiele oznaczeń dla niepełnosprawnych. Tym razem, ku uldze mojej mamy
i mojej wszystkie dojścia dla niepełnosprawnych były oznaczone. Bardzo się ucieszyłam,
kiedy zobaczyłam sklepik Thomasa Andersa m.in. z koszulkami, kubkami, zdjęciami
z autografem i płytami. Po zakupie pamiątki, weszłyśmy już do środka.
Oczekiwanie na występ było bardzo długie, ponieważ czekano aż ludzie odbiorą z
kas bilety. Miałam czas na rozglądanie się wokół mnie. Denerwowało mnie
zachowanie ludzi, którzy przyszli na koncert i mieli miejsca daleko, ale
schodzili na dół, po to by mieć lepszy widok. Oj, zdenerwowałam się, ponieważ
nie przyszłam tam po to by oglądać czyjeś ekhm, plecy. Na szczęście służby
porządkowe czuwały:) Na górze umieszczony telebim i się ucieszyłam, bo
teraz miałam okazję widzieć wszystko jeszcze lepiej niż ostatnio. Koncert
przewidziany był na godzinę 19.30, ale rozpoczął się ok. 19.50 od występu
Sandry. Wyszła na scenę w czarnej, lekko połyskującej sukience z frędzlami.
Występ nie był ani dobry ani zły. Na scenie towarzyszyły jej dwie tancerki,
które przedstawiały nam piękne układy. Sandra zaśpiewała osiem utworów w tym:
„Maria Magdalena”, „Hiroshima” i „Secret Land”.
Muzyka pochodziła z playbacku, a co do jej śpiewu, no cóż raczej też. Jej
fanklub podarował jej bukiet pięknych, białych róż. Sandra wyszła i ogłoszono
pięciominutową przerwę, która rozciągnęła się do piętnastu. Zżerała mnie
ciekawość, po prostu nie umiałam usiedzieć na krzesełku:) Wreszcie światła
pogasły i na telebimie zaczęły się pokazywać różne planety, coraz szybciej i
szybciej, aż wreszcie ukazała się Ziemia. Potem byliśmy chwilę w Berlinie, Hong
Kongu i Francji. W międzyczasie na scenę weszli muzycy i pod koniec pokazu na
telebimie zaczęli grać i wreszcie wyszedł Thomas Anders zaczynając swój występ
od „Why do you cry?”. Na telebimach: na scenie pojawił się teledysk, a na
górnych przez cały koncert widać było wokalistę. Thomas, jak ma to w zwyczaju
opowiadał coś o każdej piosence i żartował ze swoimi fanami. Po wykonaniu
utworu dziękował im w języku polskim. Zaśpiewał kilka znanych wszystkim
przebojów: „You’re my hart, you’re my soul”, „Brother Louie”, „Jet Airliner”
(uwielbiam!), a także mix, znajdujący się na płycie wydanej z okazji 30 – lecia
Modern Talking składający się z „Heaven will know”, „Diamonds never made a
lady” oraz „Just two (Mona Lisa)”. Rozgrzał wszystkich tanecznym przebojem
„Last Exit to Brooklyn”. Tu trochę zaskoczył fanów pytając, czy mu pomogąJ
Chodziło rzecz jasna o oklaskiJ Przypomniał nam, że już wkrótce nastaną ciepłe dni
śpiewając energiczne „No Face. No Name, No Numer”. Był też moment przerwy od
szybkich numerów, kiedy Thomas został na scenie wraz ze swoimi gitarzystą
Larsem i wykonał jeden z moich ulubionych kawałków „This Time” oraz „Give me
Peace on Earth”.
![]() |
Thomas Anders i Lars Ilmer |
Oczywiście nie mogło zabraknąć przedstawienia muzyków:
gitarzysty, basisty, klawiszowa i perkusisty. Każdy z nich zaprezentował się
solo na swoim instrumencie i byli świetni:) Thomas żartował sobie
z gitarzysty Larsa, który dał piękny popis swoich umiejętności. Wokalista
przedstawiając basistę Jorga powiedział, że nie uwierzymy własnym oczom, jak
szybko przebiera palcami o struny. No, rzeczywiście było, na co popatrzeć i
czego posłuchać. Następnym w kolejce był klawiszowiec Bernd, który wprowadził
dźwiękami trochę mroczną atmosferę. A na koniec Thomas podszedł do perkusisty
Nicka. Jak przywalił w swoją perkusję, to od razu nogi rwały się do tańca:)
Wokalista wraz z całym zespołem wrócił i zaśpiewał: „Cherri, Cherri Lady” oraz „You’re
my heart, you’re my soul”. I na tym zakończył się koncert.
Koncert bardzo mi się podobał, tym bardziej że i organizatorzy stanęli
na wysokości zadania. Poza tym nagłośnienie również było dużo, dużo lepsze niż
2012 roku, oczywiście na moje ucho. Z pewnością było to dla mnie spore
przeżycie i długo będę miała, co wspominać:)