czwartek, 26 lutego 2015

Wiem, że moje posty na tym blogu pojawiają się nie regularnie i obiecuję to zmienić w najbliższym czasie. Tym razem z lekkim poślizgiem relacja z koncertu Thomasa Andersa:)


***


Plakat informujący o koncercie
Na dzień przed walentynkami w katowickim „Spodku” odbył się koncert Sandry oraz Thomasa Andersa, na którym miałam okazję być. Muszę przyznać, że czekałam niecierpliwością i sporą radością. Kiedy byłam trzy lata temu w „Spodku” nie było zbyt wiele oznaczeń dla niepełnosprawnych. Tym razem, ku uldze mojej mamy i mojej wszystkie dojścia dla niepełnosprawnych były oznaczone. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam sklepik Thomasa Andersa m.in. z koszulkami, kubkami, zdjęciami z autografem i płytami. Po zakupie pamiątki, weszłyśmy już do środka. Oczekiwanie na występ było bardzo długie, ponieważ czekano aż ludzie odbiorą z kas bilety. Miałam czas na rozglądanie się wokół mnie. Denerwowało mnie zachowanie ludzi, którzy przyszli na koncert i mieli miejsca daleko, ale schodzili na dół, po to by mieć lepszy widok. Oj, zdenerwowałam się, ponieważ nie przyszłam tam po to by oglądać czyjeś ekhm, plecy. Na szczęście służby porządkowe czuwały:) Na górze umieszczony telebim i się ucieszyłam, bo teraz miałam okazję widzieć wszystko jeszcze lepiej niż ostatnio. Koncert przewidziany był na godzinę 19.30, ale rozpoczął się ok. 19.50 od występu Sandry. Wyszła na scenę w czarnej, lekko połyskującej sukience z frędzlami. Występ nie był ani dobry ani zły. Na scenie towarzyszyły jej dwie tancerki, które przedstawiały nam piękne układy. Sandra zaśpiewała osiem utworów w tym: „Maria Magdalena”, „Hiroshima” i „Secret Land”.  Muzyka pochodziła z playbacku, a co do jej śpiewu, no cóż raczej też. Jej fanklub podarował jej bukiet pięknych, białych róż. Sandra wyszła i ogłoszono pięciominutową przerwę, która rozciągnęła się do piętnastu. Zżerała mnie ciekawość, po prostu nie umiałam usiedzieć na krzesełku:) Wreszcie światła pogasły i na telebimie zaczęły się pokazywać różne planety, coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie ukazała się Ziemia. Potem byliśmy chwilę w Berlinie, Hong Kongu i Francji. W międzyczasie na scenę weszli muzycy i pod koniec pokazu na telebimie zaczęli grać i wreszcie wyszedł Thomas Anders zaczynając swój występ od „Why do you cry?”. Na telebimach: na scenie pojawił się teledysk, a na górnych przez cały koncert widać było wokalistę. Thomas, jak ma to w zwyczaju opowiadał coś o każdej piosence i żartował ze swoimi fanami. Po wykonaniu utworu dziękował im w języku polskim. Zaśpiewał kilka znanych wszystkim przebojów: „You’re my hart, you’re my soul”, „Brother Louie”, „Jet Airliner” (uwielbiam!), a także mix, znajdujący się na płycie wydanej z okazji 30 – lecia Modern Talking składający się z „Heaven will know”, „Diamonds never made a lady” oraz „Just two (Mona Lisa)”. Rozgrzał wszystkich tanecznym przebojem „Last Exit to Brooklyn”. Tu trochę zaskoczył fanów pytając, czy mu pomogąJ Chodziło rzecz jasna o oklaskiJ Przypomniał nam, że już wkrótce nastaną ciepłe dni śpiewając energiczne „No Face. No Name, No Numer”. Był też moment przerwy od szybkich numerów, kiedy Thomas został na scenie wraz ze swoimi gitarzystą Larsem i wykonał jeden z moich ulubionych kawałków „This Time” oraz „Give me Peace on Earth”. 
Thomas Anders i Lars Ilmer
Oczywiście nie mogło zabraknąć przedstawienia muzyków: gitarzysty, basisty, klawiszowa i perkusisty. Każdy z nich zaprezentował się solo na swoim instrumencie i byli świetni:) Thomas żartował sobie z gitarzysty Larsa, który dał piękny popis swoich umiejętności. Wokalista przedstawiając basistę Jorga powiedział, że nie uwierzymy własnym oczom, jak szybko przebiera palcami o struny. No, rzeczywiście było, na co popatrzeć i czego posłuchać. Następnym w kolejce był klawiszowiec Bernd, który wprowadził dźwiękami trochę mroczną atmosferę. A na koniec Thomas podszedł do perkusisty Nicka. Jak przywalił w swoją perkusję, to od razu nogi rwały się do tańca:) Wokalista wraz z całym zespołem wrócił i zaśpiewał: „Cherri, Cherri Lady” oraz „You’re my heart, you’re my soul”. I na tym zakończył się koncert.
Koncert bardzo mi się podobał, tym bardziej że i organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Poza tym nagłośnienie również było dużo, dużo lepsze niż 2012 roku, oczywiście na moje ucho. Z pewnością było to dla mnie spore przeżycie i długo będę miała, co wspominać:)